Moda według Michała Starosta

 fot.Maciej_Chudy_3_1Moda, tak naprawdę, to wszystko co nas otacza. Począwszy od świata zwierząt przez ich  ubarwienie po bibeloty stojące na naszych półkach i nie chodzi tu o kamuflaż w naturze, ale o przykład pawia, ptaków rajskich, grzywy lwa – to moda zinterpretowana przez samą naturę. Chodzi też o zwrócenie na siebie uwagi. Ubranie, oprócz tego, że jest okryciem wierzchnim, czyli izolacją od świata zewnętrznego to także sposób na wyrażenie samego siebie, swego statusu społecznego, zainteresowań, manifestacja wykształcenia, pochodzenia … . Moda jest tak naprawdę wszystkim „tym” co nas otacza począwszy od „designu” po „haute-couture”, który moim zdaniem jest jak najbardziej sztuką użytkową, tylko z większą ideą wysokiego krawiectwa– wyjaśnia Michał Starost, jeden z czołowych polskich projektantów, zapytany o to czym jest dla niego moda-dążeniem do piękna, kreowaniem własnego ‘ja’, tworzeniem obrazów czy też refleksją kultury.

Jak powstaje kolekcja?

fot.Maciej_Chudy_1_1Przede wszystkim najważniejszy jest adresat kolekcji i przesłanie jakie chcesz w niej ująć. Inspiracja bombarduje nas z każdej strony, począwszy od tkaniny, dodatków przez muzykę, sztukę, kończąc na samym człowieku. Poza tym u każdego projektanta cykl tworzenia przebiega inaczej, jest to bardzo indywidualna kwestia.

Jakie dostrzega Pan różnice pomiędzy polską modą a tą na świecie?

Te różnice są bardzo duże. Prócz pokazów młodych projektantów, którzy dopiero co ukończyli szkoły – polska moda jest raczej modą odtwórczą. W Polsce pojawia się również moda awangardowa. Uprawia się także „première vision”, czyli sztukę na ciele. Niestety pojawia się wiele kopii Valentino, Lanvina … . Moim zdaniem w polskiej modzie mamy za dużo unifikacji, ale również mamy olbrzymie grono bardzo zdolnych projektantów, którzy realizują swój potencjał twórczy w największych pracowniach i wzorcowniach Domów Mody i ich grono jest dużo większe niż nam się wydaje.

Z czego to wynika?

Myślę, że to trochę wina zachowawczości kobiet i naszej rodzimej kultury. W Polsce proporcja pomiędzy sztuką a kiczem jest bardzo zachwiana. U nas rzeczy „mówiące” o bólu, śmierci, przemijaniu, aborcji, holokauście uważa się za sztukę. Jeżeli zaś obraz mówi o radości, pięknie, miłości jest kiczem. Jesteśmy jednym z niewielu krajów, który świętuje największe klęski narodowe, zamiast najpiękniejszych zwycięstw. To wszystko przejawia się także w sztuce. Nasza sztuka jest ponura i bura. U nas nawet jeżeli pojawiają się kwiaty to na ciemnym tle i nigdzie, prócz porcelany, nie widać pięknych angielskich róż na jasnym tle. Są tylko na graficie, czerni, ciemnej zieleni lub w motywach regionalnych … . To przejaw naszego smutku narodowego.

Otwieramy się na świat. Ja również kiedyś nie akceptowałam wschodniego połączenia czerwieni i różu … .

Moja rodzina i dawni mistrzowie nauczyli mnie, że coś co jest piękne i moralne tutaj  -może okazać się 500 km  dalej – brzydkie i niemoralne, a 1 000 km dalej może być karane śmiercią. Wiele rzeczy jest bardzo względnych. Nie stwierdzajmy więc, że coś jest brzydkie, lecz, po prostu nam się nie podoba. Za karygodne uważam również to, że w polskich szkołach nie rozwija się indywidualnych talentów i wrażliwości  uczniów. W Londynie, Berlinie, Petersburgu rozwija się estetykę danego człowieka. Buduje się jego indywidualność, przez to jego potencjalną, nową wartość na rynku. Ma to odzwierciedlenie w pierwszych nazwiskach w Polsce, również w dziedzinie mody. Z pierwszej dziesiątki czołowych polskich projektantów tylko 4-5 jest po projektowaniu odzieży. Cała reszta to absolwenci m.in. architektury czy plastyki. Nauczyli się własnej estetyki, która zainteresowała innych ludzi. Ja na przykład pochodzę z rodziny krawieckiej. Cała rodzina mojego ojca reprezentuje zakłady krawieckie i małe regionalne Domy Mody.

fot.Maciej_Chudy_1Ile kolekcji autorskich stworzył Pan do tej pory?

Działam w modzie od roku 1993. Rozpoczynałem kolekcją „Grunge” otwierającą bardzo popularny cykl w latach 90tych spektaklów mody i programów telewizyjnych – „moda, znaki, rock&roll”?. Rozpocząłem przygodę z profesjonalną modą jako bardzo młodziutki dwudziesto paroletni chłopak. Przedtem zajmowałem się krawiectwem i wysokim krawiectwem kontynuując w tym względzie tradycje rodzinne. Mając 21 lat osiągnąłem w krawiectwie wszystko co można na tym etapie w nim osiągnąć. W wieku 22 lat powiedziałem „basta”. Dalszym krokiem było stworzenie własnego atelier. Wcześniej miałem też stałą grupę 10 przyjaciółek, które ubierałem. Mojej siostrze nie powtórzyła się nigdy kreacja na wyjście, a wychodziliśmy co piątek i sobotę, przez kilka lat. Modą bawiłem się od dawna i tak naprawdę pierwsze kroki poczyniłem testując modele na tej właśnie grupie przyjaciół.

Pod jaką szerokością geograficzną, według Pana, kobiety ubierają się najlepiej?

Jest to kwestia gustu. Uważam, że Polki ubierają się dużo lepiej od Francuzek. Moim zdaniem Paryż stał się mimochodem stolicą mody. Pod względem eksperymentowania w modzie wyróżniają się obecnie młodzi Japończycy, szczególnie mieszkańcy Tokio. Zresztą trudno mówić o krajach przodujących w modzie, ustalających trendy bo przecież takie metropolie jak Nowy Jork to nie to samo co Stany Zjednoczone, Londyn to nie to samo co Wielka Brytania, Moskwa to nie to co reszta Rosji. Warszawa to również tygiel wszystkiego. Obecnie każda stolica wyróżnia się. Do końca studiów wymaga się od ludzi by eksperymentowali potem bywa z tym różnie. Teraz buduje się style w modzie nie tyle krajami co osobowościami. Styl Marilyn Monroe, Jackie Kennedy zna każdy. Nadal tak jest, że powoli powstają nowe ikony stylu takie jak Salma Hayek, Angelina Jolie czy Linda Evangelista itp.

Który z projektantów jest Panu najbliższy duchowo?

Thierry Mugler. Jeżeli chodzi o McQueena też jestem na tak. Pamiętam go z samych początków, gdy był lansowany przez kilka znanych nazwisk, kiedy zrobił swoją pierwszą prezentację modeli na wystawie w „Harrodsie”. Po pewnym czasie pojawiły się oczywiście głosy bardzo znanych i szanowanych postaci modowych, że jest „kompletnym beztalenciem” i tu znowu wchodzimy w rewiry indywidualnego spostrzegania mody i gustu.

Czy to nie jest tylko wynik różnicy zdań pomiędzy krytykami mody?

To możliwe. Waldorff napisał kiedyś – „ile dałby polski krytyk sztuki teatralnej aby wiedzieć po premierze spektaklu – czy mu się podobało”. Uważam, że awangardziści czy per formiści mody muszą sami umieć zrobić daną rzecz doskonale żeby móc  oceniać innych. Jeżeli w „Jeziorze łabędzim” będą wykorzystane zwykłe tancerki nie primabaleriny to będzie to „Jezioro łabędzie” z „gęśmi” w roli głównej. Rzeczywistość się zmienia. Żyjemy praktycznie już w świecie wirtualnym. Ostatnio coraz częściej dyskutuje się nad zjawiskiem – dlaczego młodzi ludzie chowają się za dużymi okularami i dziwnymi uniformami, które stają się praktycznie mundurkiem obecnej codzienności. Tak jak kiedyś eksperymentowaliśmy ze strojem, było jednak nas widać, teraz młodych ludzi widać coraz mniej. Są tylko ich postacie lecz niestety w większości bardzo podobne do siebie. Pozostaje pytanie –  czy widać ich samych i czy na pewno o to chodzi w modzie?

Czy to jest pytanie o bierne naśladowanie stylizacji z wystaw?

Nie. Gdy około 15-tej idzie się przykładowo do kawiarni to większość jej gości wygląda tak samo. Obecnie młodzi mieszkańcy dużych miast starają się przerzucać „modę wirtualną” tworzona przez grafików  do tzw. „reala”. Oni wzorują się na tych postaciach, ale nie wiadomo czy to samo tkwi w ich środku. We mnie rodzi się obawa, czy ta unifikacja rozpoczynająca się już w tak bardzo młodym wieku nie jest pewnego rodzaju miejskim kamuflażem. Ludzie stają się przez to bardzo podobni do siebie i poruszają się tylko i pomiędzy ściśle określonymi kanonami. W czasach obecnej globalizacji możemy łatwo poruszać się między kulturami i swobodnie czerpać z tej skarbnicy.  W modzie są ogólne trendy, ale widać również różnice pomiędzy Moskwa, Berlinem, Nowym Jorkiem, Londynem, Paryżem, Tokio czy Hongkongiem. W Polsce młodzi ludzie w ramach swoich grup są praktycznie identyczni, różnią się jedynie rozmiarem. Starają się schować i integrować z grupą na tej zasadzie, że niby krzyczą swoją innością, a tak naprawdę chowają się w tym samym pudełku.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Maya M. Kowalczyk

Fotografie: Maciej Chudy

 

 

 

Dodaj komentarz